Z bp. Tadeuszem Lityńskim, nowym biskupem zielonogórsko-gorzowskim, rozmawia ks. Adrian Put
– ks. Adrian Put – Jaki obraz kapłaństwa miał młody kleryk Tadeusz Lityński?
– bp Tadeusz Lityński – Wychowałem się w miejscowości z kościołem filialnym i obraz księdza, który był w mojej świadomości to obraz mojego proboszcza. Kapłanami, którzy bardzo wpłynęli na moje życie przed seminarium jak i w trakcie seminarium to byli księża ks. Kazimierz Radom, ks. prał. Grzegorz Grzybek, a także ks. Antoni Łatka i ks. Jan Ciesielski. Postrzegałem ich jako gorliwych księży, którzy przyjeżdżali do mojej miejscowości z katechezą i posługą. Odprawiali sumiennie Msze św. Obserwując ich widziałem zatroskanie i odpowiedzialność za życie religijne parafian. Spotykało mnie od nich dużo życzliwości. Do listopada 1981 roku kiedy zapadła moja wewnętrzna decyzja o wstąpieniu do seminarium nie myślałem, że będzie to moja droga życia. Kiedy decyzja już zapadła o wyborze drogi życia zapadła to myślałem długo, że będę wiejskim proboszczem.
– Którzy kapłani mieli wpływ na formację religijną Księdza Biskupa?
– W okresie młodzieńczym wpływ na moje życie miał ks. Grzegorz Grzybek. Był w tym ważnym okresie życia moim spowiednikiem. Jednak istotny wpływ miał na mnie ojciec Hubert Czuma, jezuita, który przed laty prowadził „Czarne Maki” (grupa akademicka na pielgrzymce warszawskiej – dop. mój). Był przewodnikiem mojej grupy pielgrzymkowej. Jego konferencje duchowe i patriotyczne oraz atmosfera pielgrzymkowa tamtego czasu, czyli lat 1980-1981 rok miały dla mnie duże znaczenie i odcisnęły na mnie piętno.
Bardzo ważne były też dla mnie również oazy. Były dla mnie mocnym przeżyciem duchowym.
– A jaki wpływ miał dom rodzinny na życie Księdza Biskupa?
– Wychowałem się w rodzinie wielopokoleniowej. Mogłem wzrastać w klimacie wiary moich dziadków, a mojej szczególnie mamy. Codziennością było życie modlitwy, niedzielna Eucharystia, czy też ta sprawowana w tygodniu. Byłem ministrantem i służyłem przy ołtarzu. Domowa tradycja religijna była mocno związana z obchodem świąt kościelnych. Mój dziadek Michał regularnie czytał Pismo św. i Żywoty świętych. Był czas, że nawet sobie z tego drwiłem. Ale jego niezłomna wiara fascynowała mnie. Dom miał na mnie wielki wpływ.
– Dla każdego neoprezbitera wielkim przeżyciem jest skierowanie do pracy duszpasterskiej na pierwszą parafię. Gdzie trafił młody ks. Tadeusz?
– 22 sierpnia 1988 roku dotarł do mnie dekret kierujący mnie do pracy duszpasterskiej w parafii pw. św. Bartłomieja w Ołoboku. Jest to parafia z wieloma filiami. Trafiłem do ks. proboszcza Władysława Stachury, który wprowadził mnie w życie duszpasterskie. Specyfiką tamtej parafii była wielość kościołów filialnych, a także katecheza, którą realizowałem w Chociulach, Węgrzynicach, Rokietnicy i Ołoboku. Miałem 26 godzin katechezy. Nie był to łatwy czas. W pierwszym roku kapłaństwa nie miałem samochodu. Na katechezę dojeżdżałem autobusem bądź korzystałem z pomocy proboszcza lub parafian. Wspominam dużą życzliwość ludzi a także chęć uczestnictwa w różnych wydarzeniach duszpasterskich. Było to ważne doświadczenie dla młodego księdza. Ujmowała mnie ich głęboka wiara i życzliwość oraz wyrozumiałość dla młodego księdza.
– Kolejna placówka duszpasterska była na południu diecezji?
– Po dwóch latach pracy w Ołoboku zostałem skierowany do pracy w młodej parafii na os. Kopernik pw. NMP Królowej Polski w Głogowie. Zderzenie z nową rzeczywistością duszpasterską, 25-tysięczna parafia, wiele grup, a także wspólnota kapłańska – pięciu wikariuszy pod przewodnictwem cierpliwego i wyrozumiałego proboszcza ks. Ryszarda Dobrołowicza – to wymagało przestawienia dotychczasowego życia. Szczególnie należało dbać o umiejętność pracy w zespole. W tym czasie byłem odpowiedzialny za służbę liturgiczną. Pamiętam jakim zaskoczeniem było dla mnie pierwsze spotkanie ze 100-osobową grupą ministrantów. Później podzieliłem ich na mniejsze zespoły. Okiełznanie takiej grupy było nieraz trudnym wyzwaniem. Z perspektywy czasu widzę, że było to dla mnie bardzo owocne doświadczenie duszpasterskie.
– W takiej parafii jak ta na Koperniku w Głogowie jest zawsze wiele obowiązków. Nie dane jednak było Księdzu Biskupowi zbyt długo tam pracować?
– W czasie pracy w Głogowie sfinalizowałem obronę mojej pracy magisterskiej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim z teologii biblijnej. W czerwcu 1993 roku, po bierzmowaniu, usłyszałem od bp. Pawła Sochy, że zostaję skierowany do pracy w Sądzie Biskupim w Gorzowie i na studia z zakresu prawa kanonicznego w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Zostałem także przeniesiony do Gorzowa. Próbowałem negocjować, tzn. chciałem jeszcze pozostać w Głogowie, ale decyzja przełożonych była jednoznaczna. I pojechałem. W latach 1993 – 2000 moim nowym osobistym i kapłańskim doświadczeniem była praca w Sądzie Biskupim w Gorzowie na stanowisku notariusza, obrońcy węzła i sędziego. W 2000 roku prosiłem bp. Adama Dyczkowskiego o zwolnienie z pracy sądowej i skierowanie mnie do duszpasterstwa parafialnego.
– Po latach pracy w instytucji diecezjalnej nie dane było jednak Księdzu Biskupowi trafić na parafię już ukształtowaną i zorganizowaną?
– Trafiłem do nowopowstałej parafii pw. Świętej Trójcy w Ochli. Nie znając środowiska, ludzi, trzeba było podjąć dzieła integracji i budowy wspólnoty. Uważam, że w szybkim tempie udało się zrealizować owocnie wymiar duszpasterski, a także ten administracyjno-gospodarczy związany z remontami. Po sześciu latach, kiedy jeszcze były planowane pewne projekty duszpasterskie w Ochli zostałem przeniesiony do parafii pw. Chrystusa Króla w Gorzowie. Nie bez bólu przeżyłem to przejście godząc się z decyzją przełożonych. Rozpoczęła się dla mnie nowa karta pracy parafialnej w Gorzowie. Wbrew wewnętrznym uprzedzeniom co do pracy w dużym mieście okazało się, że spotkało mnie dużo życzliwości i dobroci ze strony parafian. Jako proboszcz stanąłem przed zadaniem realizacji misji Kościoła i pogłębienia życia modlitwy. To także troska o integrację środowiska parafialnego poprzez budzenie odpowiedzialności za świątynię parafialną. W tym czasie były organizowane festyny, wydarzenia kulturalne, koncerty. Uważam, że dzisiaj parafia powinna spełniać nie tylko misję ewangelizacyjną, ale także budować żywą wspólnotę.
– Zapewne nikt nie spodziewa się, że zostanie biskupem. Jak przyjął Ksiądz Biskup decyzję Ojca Świętego z kwietnia 2012 roku?
– Było to dla mnie wielkim zaskoczeniem. Czułem się niegodny i nieprzygotowany do takiej misji. Jednak te trzy lata pracy biskupiej pod opieką moich starszych braci w biskupstwie Stefana, Pawła i Adama dały mi bardzo wiele. Posługa biskupia pozwoliła mi zauważyć wielkie oczekiwanie ludzi na przepowiadanie słowa Bożego, ale także oczekiwanie na spotkanie w biskupie człowieka. Ludzie chcą porozmawiać o zwyczajnych problemach. Podzielić się swoimi trudnymi doświadczeniami życiowymi. Uczestniczyłem w wielu wydarzeniach nie tylko kościelnych, ale także tych o wymiarze społecznym i patriotycznym. Obecność osoby duchownej jest oczekiwana i ma w tych miejscach misję do spełnienia. Wnosi obecność Chrystusa, która dzisiaj jest też bardzo pożądana.
– Jakie będą priorytety duszpasterskie naszego nowego biskupa diecezjalnego?
– Jaki jest ten nowy biskup to już częściowo wiadomo, ale przyszłość pozostaje dla mnie samego tajemnicą, która będzie się odsłaniała dzięki mocy Ducha Świętego i modlitwie Kościoła. Jaki będę zależy przecież także od modlitwy diecezjan. Wyrażam gotowość służby aby ona była owocna. Potrzebuję modlitewnego wsparcia. Za to otrzymane już od wielu osób dziękuję i o dalsze wsparcie proszę. Papież Franciszek mówi o byciu wśród ludzi i temu chcę być wierny. Odwołując się do inspiracji papieża Franciszka – Biskup ma być ewangelizatorem z Duchem, czyli takim, który się modli i pracuje. Chciałbym sprzyjać dziełu misyjnemu Kościoła. Czasami wskazać drogę, podtrzymać nadzieję, posługiwać z miłosierdziem, we wszystkim naśladować Chrystusa. Ja byłem zawsze duszpasterzem i ten wymiar posługi duszpasterskiej chciałbym kontynuować. Papież Franciszek na ten właśnie wymiar zwraca uwagę. I to jest zadanie, które jest przede mną.
ks. Adrian Put